Boże Narodzenie - czas wielkich rozczarowań?

318027399_704559924289552_3438676027899642531_n.jpg

 

 

Prezent inny, niż się spodziewałem, choinka nie spełnia moich oczekiwań, karp smakuje inaczej niż myślałem... Generalnie - Boże Narodzenie to czas wielkich rozczarowań. Dlaczego?

 

Tekst i zdjęcie: Ks. Rafał Ochojski

 

Często używamy zwrotu określającego Adwent, że to czas radosnego oczekiwania. Ja osobiście wolę określenie bardzo podobne, ale mniej dwuznaczne w swej istocie: Adwent - czas radosnego czekania. Czekanie, to nie to samo, co oczekiwanie. Jaka jest różnica? Istotna, chodzi o nasze podejście. Jeśli „oczekuję”, to znaczy, że mam jakieś swoje osobiste, niejednokrotnie bardzo subiektywne nastawienie do oczekiwanej rzeczywistości. Wiąże się to często z tym, że nie tyle jestem gotów przyjąć to, co dostanę, ile dostać to, co chcę. Jednak taka postawa wiąże się nierzadko z rozczarowaniem, bo właśnie: prezent, smak ryby, choinka… - nie takie. Przecież nawet Pan Jezus urodził się nie tam, gdzie by się spodziewano narodzin Mesjasza.

Może zatem warto spróbować nauczyć się czekać, nie oczekiwać? Zwłaszcza w tym czasie, ale i w życiu ogólnie. Czekać na to, co Pan chce mi dać, a nie na to, czego ja od Niego oczekuję. Myślę, że tu właśnie leży powód wielu naszych rozczarowań. Za bardzo chcemy, żeby było po naszemu. Niby „bądź wola Twoja”, ale jednak trochę bardziej moja... A potem jest jak z uczniami w drodze do Emaus, kiedy rozmawiali z Jezusem, nie wiedząc, że to On – „myśmy się spodziewali” – mówili rozczarowani. Można by lekko sparawafrazować ich wypowiedź – „a myśmy oczekiwali, że On wyzwoli Izraela”. Myśmy  o c z e k i w a l i. Jasne, że mam prawo oczekiwać – czyli prosić Jezusa, w nadziei, że to się spełni, że otrzymam, że po prostu da. Sam powiedział, że mam prosić. Jednak dobrze jest mieć w mojej prośbie taką przestrzeń, która zakłada, że On jednak wie lepiej. A to nie jest łatwe. Rodzic przecież nie da dziecku noża, mimo że ono bardzo tego pragnie, bo wie, że może nim sobie po prostu zrobić krzywdę. Żeby czegoś po kimś oczekiwać/spodziewać się, muszę tego kogoś jednak dobrze znać. „Ja go dobrze znam, po nim nie można niczego wielkiego się spodziewać”, albo: „ja go znam doskonale, wiem, że można na niego liczyć” – mówimy. Na ile znam Jezusa, żeby mieć wobec Niego oczekiwania? Żeby powiedzieć o Nim coś więcej niż to, że umarł i zmartwychwstał?

Święta Bożego Narodzenia – czas brania tego, co otrzymuję. To brzmi zdecydowanie lepiej, bo nie spina, nie goni, nie kręci statystyk, nie sprawdza każdej lampki czy krzywo zawieszonej bombki. W końcu – nie r o z c z a r o w u j e! Brać święta takie, jakie są w swej Istocie, a nie takie, jakbyśmy mieli je za każdym razem stwarzać na nowo. A jakby tak po prostu powiedzieć: „Panie Jezu, tak bardzo chcę dostać od Ciebie to, co Ty chcesz mi dać, bo wiem, że to taki prezent, który nigdy nie straci na ważności, nigdy się nie znudzi ani nie zepsuje.

Kochani, życzę Wam w te święta właśnie tego – zdziwienia pasterzy, którzy po prostu czekali na Mesjasza, a nie rozczarowania faryzeuszów, którzy mieli w stosunku do Niego konkretne, ale jednak własne, plany. Pamiętajmy o tym, kiedy w wigilię o północy będziemy tak bardzo jednej myśli i jednego ducha.